środa, 28 grudnia 2016

Ciekło po kolanach

Pierwszego dnia świąt nadal czułem się jak zbity pies. Wszystkiemu winna jest przedłużająca się grypa. Jakoś jednak trzeba było trzymać się w pionie, żeby nie narobić kwasu przed rodziną Żony. Pani położyła się chwilę wcześniej. Dosłownie z pięć minut. Ale mimo to gdy do Niej dołączyłem w łóżku, warknęła na mnie, że Ją budzę. Zrezygnowany, pomyślałem o przemijających świętach i ciągłym braku świątecznego orgazmu. Zmęczony całym dniem
i chorobą zasnąłem bardzo szybko. I spałem twardo.

Następnego dnia obudziłem się w pustym łóżku. Dzieci nie dotarły, za to prawdopodobnie porwały mi Żonę. Po chwili usłyszałem w łazience wodę i uświadomiłem sobie, że Żona się kąpie. Chyba nawet chciałem wstać, ale zasnąłem ponownie.

Obudziło mnie unoszenie się kołdry, która mnie szczelnie okrywała. Żona wśliznęła się pod nią, kładąc się na mnie. Pocałowała mnie. Po całej nocy z niedrożnym nosem, miałem strasznie suche suta i gardło. Mimo to starałem się odwzajemniać ten pocałunek. Po chwili podsunęła  mi pierś do pieszczenia.
- Jak podgrzewałam mleko na dole to ciekło mi aż po kolanach - pochwaliła się.
W następnej chwili pochylała się nad moim małym. Był jeszcze całkiem miękki. Byłem po porostu zaskoczony. W zasadzie chyba jeszcze spałem. Nawet oczy miałem zamknięte.
- Myłeś się wczoraj?
- Nie.
- To żałuj!

Poczułem coś dziwnego. Uniosłem głowę otwierając oczy. Żona próbowała wcisnąć na mnie nakładkę.
- Będą potrzebne te żele? - spytała widząc, że coś Jej nie wychodzi.
- Raczej tak.
- Nie lubię ich - rzuciła, ale wstała, żeby sięgnąć do szafki.

Nie wzięła jednak żelu. Złapała gumkę i... wibrator. Podała mi go. Pomyślałem, że będzie świetna zabawa na dwa baty, ale uświadomiłem sobie, że mój mały nie jest batem. Nie jest nawet sztywny w tym momencie. Niby zaczął się podnosić, ale niemrawo, do połowy zaledwie.

Otworzyła gumę. Już miałem powiedzieć, że to się pewnie nie uda, ale nie chciałem odbierać Jej inicjatywy. Widziałem, że dobrze się bawi. Pomyślałem, że może jednak jakoś mnie postawi, ale Ona szybko chciała mnie dosiąść. Nawet Jej się udało. Wsadziła mnie do środka, ale byłem zbyt mały - to akurat normalne - i sflaczały. Żona usiadła na mnie, a moje lewe jądro dostało się gdzieś pomiędzy moją pachwinę, a Jej pośladek. Było boleśnie zgniatane. Być może to było jedną z przyczyn tego, że nie rosłem. Nie zważając na ból włączonym wibratorem starałem się podrażnić łechtaczkę Żony. Zauważyłem, że może Jej być niewygodnie z tak mocno zgiętymi kolanami. Poprosiłem, żeby wyprostowała nogi. Jednak to przeniosło ciężar Jej ciała jeszcze bardziej na moje jądro. Po chwili Żona zorientowała się, że z mojego flaka nie będzie miała przyjemności.

Położyła się na mnie, a próbowałem zrobić z wibratora użytek tym razem od tyłu. Niestety nic nie widziałem, a dostęp miałem też ograniczony ze względu na długość rąk. W końcu jednak postanowiłem przejąć inicjatywę i tym razem nie żałuję. Poprosiłem Żonę, żeby zeszła ze mnie i położyła się na brzuchu. Z cieniem obawy wykonała moją prośbę. Wyglądała na spiętą, może trochę przestraszoną. Zbliżyłem czubek wibratora do wejścia pochwy.
- Nie... Dojdę tak... - chciała mnie powstrzymać tymi słowami.
- Przecież po to się bawimy... - wyjaśniłem dając jednocześnie przyzwolenie. Wiem, że moja kochana Żona w święta chciała zadbać też o mój wytrysk. Jest na prawdę kochana i akurat w czasie dwudniowych świąt zawsze mogę liczyć na Jej łaskawość. Niestety nie dałem rady. Dopadła mnie paskudna choroba, osłabiając organizm i czyniąc impotentem.

Wsunąłem drżący wibrator w Żonę. Do końca. Dość szybko i mocno, zdecydowanie. Jęknęła. Ale nie poruszyła się. Leżała na brzuchu i czekała. Odczytałem to jako ogromny kredyt zaufania. A może wiedziała, że się dziś wystarczająco napracowała, że już powinna osiągnąć swój orgazm ujeżdżając mnie, więc teraz czekała na swoją przyjemność. Nasz przyjaciel pracował we wnętrzu mojej Pani, a ja postanowiłem zwiększyć Jej doznania i położyłem się na Niej. Całowałem kark i ucho, rytmicznie poruszając biodrami. Tak jak to ja byłbym w Niej.

Z każdym moim niby pchnięciem z ust Żony wydobywał się jęk. Na początku krótkie i ciche, szybko przybierały na sile. Dosłownie po kilkunastu powtórzeniach Żona przeżywała orgazm, a wtedy jęczała przeciągle i donośnie jak w pornolu. No prawie jak w pornolu, bo Jej jęk nie był reżyserowany i odgrywany. Płynął z autentycznej potrzeby i był bardzo podniecający. Oczywiście wtedy mały nie drgnął, ale teraz kiedy to wspominam wyrywa się ze spodni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz