piątek, 12 sierpnia 2016

Malowanie paznokci przygotowaniem do całowania stóp

Żona tresując mnie przy siostrzenicy malowała sobie i jej paznokcie u rąk. Paznokcie stóp mojej Żony to mój zaszczytny obowiązek. Przyznać jednak muszę, że zaniedbałem go. Na szczęście nie w taki sposób, że Żona była zmuszona sama sobie poprawiać lakier. Zgubiłem tygodniowy rytm i Żona już sama zaczęła mi przypominać o swoich stópkach. Wczoraj już zacząłem się przygotowywać do malowania, ale coś mnie ugryzło. Było to niezadowolenie Żony i ton wypowiadanych przez Nią zarzutów. Powinienem cierpliwie i pokornie znosić Jej uwagi i natychmiast poprawić, to co dało się poprawić, konkretnie: poszewkę na kołdrze. Bardzo się zdenerwowałem. Trzasnąłem drzwiami. Chciałem się położyć koło syna. Żona przybiegła za mną. Chciała mnie za ucho sprowadzić do sypialni, Unikałem skutecznie Jej chwytu, ale uległem i wróciłem. Malowanie się powiodło. Tym razem krwista czerwień ozdabia stópki mojej wspaniałej Kobiety. 

Po malowaniu, gdy ułożyliśmy się spać Żona przytuliła się do mnie.
- Ale się wściekłeś - przypomniała.
- No... A właśnie nie przeprosiłaś mnie. Kiedy Ty mnie ostatni raz przepraszałaś? - tu nastała dłuższa chwila próby przypomnienia takiego faktu. Zapytałem bardziej z ciekawości niż z chęci ukazania jakiejś niesprawiedliwości.
- Nie pamiętam już.
- Ja też nie pamiętam.
- Ja nie mam Cię za co przepraszać!
- Faktycznie. Mam doskonałą Żonę - powiedziałem to w zachwycie, bez cienia ironii.
Jakoś tak się ustawiło, że zawsze to ja przepraszam Żonę, po każdej kłótni. Czy ja mam rację, czy Ona, efekt jest taki sam. Jeśli Ona ma rację, to przepraszam a pomyłkę. Jeśli ja mam rację, przepraszam, że ośmieliłem się unieść i za to, że byłem nieprzyjemny. Fakt jest też taki, że miewam rację raczej sporadycznie, bardzo rzadko. Szczególnie w kontekście tego,że to Żona ustala wszelkie zasady i dyktuje warunki, na których opiera się nasza relacja. 

Zacząłem wchodzić na Żonę, twierdząc, że weekend prawie się zaczął. Żona niby oponowała, ale chwyciła mnie za małego. cóż z tego, skoro był zupełnie miękki. Myślę, że to dlatego, że nie liczyłem raczej na seks. Była to próba skazana na porażkę w założeniu, a gdy Żona skomentowała mój stan przygotowania zupełnie straciłem szanse na usztywnienie małego. 

Położyłem się na brzuchu. Zaprosiłem Żonę na siebie. Wśliznęła się na mnie, więc zacząłem swój taniec biodrami, żeby doprowadzić Ją na szczyt. Było super. Rozkręcaliśmy się. Nagle odczułem brak reakcji Żony. Zwolniłem. Zatrzymałem się na chwilę. Gdy znów spróbowałem delikatnie ruszyć, usłyszałem:
- Minęło mi.
- A o czym się zamyśliłaś?
- O pracy - oboje wybuchnęliśmy szczerym śmiechem. Nie było już atmosfery na seks. Zasnęliśmy wkrótce wtuleni w siebie. 

Można by uznać, ze wczorajszy wieczór nie powiódł się nam. Dwie próby zakończone fiaskiem. Pierwsza, dlatego, że mały nie stanął na wysokości zadania. Drugie podejście zakończyło się, gdy myśl o pracy dopadła moją Żonę. A jednak sukcesem są odmalowane pięknie paznokcie stóp Żony. Wspaniale było dziś rano całować te stopy przyozdobione świeżym, błyszczącym lakierem. Polecam wszystkim facetom: całujcie swoje kobiety po stopach, klękając przed nimi i noście je na rękach. Zalecenie szczególnie kieruję do żonatych, bo to szczególna relacja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz