piątek, 11 września 2015

Bunt

Mój ostatni wpis był już niejako zapowiedzią buntu. Zbuntowałem się. Nie chciałem zmiany stylu naszych relacji, tylko właśnie wzmocnienia władzy Żony. Ale wypowiedziałem Jej służbę. Prowokowałem w ten sposób. Zapowiedziałem, że teraz ja będę dominował skoro Ona nie potrafi. Żona nie zgodziła się oczywiście. Ale stwierdziłem, że mam dosyć zapowiedzi dominacji z Jej strony. Uznałem, że Jej dominacja jest wyłącznie deklaratywna. Życie szybko pokazało, że się
myliłem. Jestem bardzo zależy od Żony i codzienne małe elementy w kontaktach między nami cały czas wskazują na moją niższą pozycję. Łapałem się na tym kilka razy.

Bunt dotyczył też sfery seksualnej. Żona chyba podnieciła się tymi moimi zapowiedziami, bo w sobotni wieczór wyraźnie miała ochotę na seks, ale ja udawałem, że Jej nie mam. W myśl zasady, że skoro dominuję, to decyduję także o seksie. Było bardzo ciekawie, jak Żona próbowała mnie podniecić. Zajęła się nawet moim małym i wzięła go do buzi. Robiłem wszystko, żeby Jej się nie poddać. Nie stwardnieć i udało mi się. Zacząłem jednak przejmować inicjatywę. Miałem ochotę na seks analny. Żona była podniecona, więc zgodziła się. Ale okazało się, że nie jestem wystarczająco twardy, żeby w Nią wejść. Poza tym cały czas chciała, żebym wszedł w pochwę i tym samym doprowadził Ją do orgazmu. Nic z tego. Próbowałem w tyłek, a gdy okazało się, że nie mogę wejść postanowiłem spuścić się na zewnątrz. Ocierając małym między pośladkami Żony, wystrzeliłem.

- Wypierdalaj! - Żona się wściekła. Była poważnie zła, bo miała ogromną ochotę na seks i chyba miała spore nadzieje, że uda Jej się osiągnąć orgazm. W myśl zasad buntu, zostawiłem Ją z tym podnieceniem.

W ciągu następnych dni nawet pozwoliłem sobie na kpiny z tego. Jak również z tego, że od kilku dni prosiła mnie o pomalowanie paznokci u stóp. Zagroziła, że potrafi się onanizować. Spuściłem z tonu, ale nie dałem Jej orgazmu. Paznokcie to moja ogromna przyjemność. Nie mogłem pozwolić, żeby sama zrobiła sobie pedicure. W niedzielny wieczór zawiesiłem bunt. Posadziłem Żonę w fotelu przed telewizorem z laptopem na kolanach i zająłem się Jej paznokciami z ogromnym zapałem i radością. A skoro byłem już u stóp, postanowiłem wydepilować Jej nogi. Po wszystkim powiedziałem, że zrobiłem to dla własnej przyjemności, a bunt nadal jest aktualny.

Później, już w łóżku, zacząłem się przysuwać do Żony, ale odepchnęła mnie powtórzyło się to kilka razy. Żeby Ją ukarać i okazać swoją dominację postanowiłem użyć ręki. Miało to być przykre dla Żony, a okazało się żenująco niskie i płytkie. Poniżyłem sam siebie. Leżąc obok cudownej kobiety, musiałem używać ręki. Odrażające.

W ciągu dnia zdarzały się także potyczki. Jedną wygrałem, gdy Żona ściągnęła mnie za włosy do parteru, a ja odmówiłem ucałowania Jej butów. Pozostałe przegrywałem wielokrotnie. Dostawałem lanie różnymi przedmiotami. Stałem się znów uległy. Zacząłem wykonywać polecenia Żony bez popierania ich razami spadającymi na moje ciało. Brakowało mi jednak definitywnego zakończenia buntu. Uznałem, że się nie zakończył.

W środę znów zrobiłem sobie dobrze ręką, a po godzinie jeszcze poprawiłem drugi raz. Przyznałem się. Żona uznała, chyba, że miarka się przybrała. Zlała mnie pasem po gołej dupie. Ciągała za włosy. Kazała klęczeć i przepraszać. To uznałem za zakończenie buntu.

W międzyczasie podsuwałem Żonie pomysł ze spisaniem zasad. Przydałby mi się kodeks i jasno określone obowiązki. Ale na to chyba nie ma szans. Trudno. Trzeba służyć na wyczucie. Nadal to ja jestem motorem tego układu. Żona przyjmuje moją służbę. Odrzuca pomysły, które Jej się nie podobają. Rządzi, ale inicjatywę mam chyba ja. Ona nie proponuje nowych rozwiązań. Wielka szkoda.

Pisząc ten tekst wpadł mi do głowy pomysł. Nie tyle jakaś zasada, co raczej dobry zwyczaj. Poczynając od dzisiejszego wieczoru, postanawiam całować Żonę po stopach. Do tej pory robiłem to często, ale spontanicznie. Od dziś zawsze rano i wieczorem. Oczywiście spontanicznie przy innych okazjach też. Ale na dzień dobry i dobranoc wyznaczam sobie nowe zadanie. Najlepiej przed Żoną siedzącą, albo stojącą, w każdym razie nie, gdy będzie spała. Chociaż takich skradzionych przez sen na pewno też nie zabraknie.

A wracając do buntu: pytałem Żonę, dlaczego mi na niego pozwoliła. Była pewna, że wrócę do Jej stóp. Już odkryła moją naturę. Stwierdziła, że nie ma potrzeby mnie nawracać, bo jak wracam, jestem bardziej gorliwym sługą. Jest lepiej. Nie ukrywam, że mam wrażenie, iż Żona po buncie, jest twardsza. Ton nieznoszący sprzeciwu przebija znacznie częściej. Czysta radość.

4 komentarze:

  1. Widzę że Kolega myśli podobnie. Na pewno bardzo wiele nas różni ... lecz pomysł z spisaniem zasad mieliśmy chyba jednocześnie ... ja rozpocząłem ten temat jakiś miesiąc temu z założeniem że zasady powinna spisać moja Pani.
    Jednak zakładając że nie będę mojej Pani przymuszał do niczego na razie nic z tego nie wyszło, choć uważam że dobrze by było mieć coś takiego. Myślę że wtedy uniknęli byśmy choć częściowo niejasności. No niestety my mężczyźni jesteśmy troszkę inni ... za prosto myślimy ... lub za bardzo konkretnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sądzę, że potrzeba spisania zasad może być związana z fantazją kontraktu. Fantazja pojawia się w wielu opowiadaniach: domina podsuwa bardzo niekorzystny kontrakt i zdobywa w ten sposób niewolnika. Czy nie tak byś chciał sługo swej ŻONY?
      Zastanawiając się nad Twoim komentarzem doszedłem do wniosku, że nasze Panie jednak lubią być zaskakiwane. No i są troszkę leniwe. Lubią być zaskakiwane, to znaczy, nie chcą wszystkiego spisać, żeby zostawić nam możliwość manewru. Chcą nam zostawić możliwość, żeby je czymś pozytywnie zaskoczyć bez pokazywania wszystkiego palcem. A są leniwe, bo nie chce im się po pierwsze wymyślać, a po drugie kontrolować. Na każdym kroku sprawdzać, czy zadania zostały wykonane i karać lub nagradzać. One chcą wygodnie żyć, a nie stać się policjantką pilnującą niezbyt gorliwego niewolnika.

      Usuń
  2. Z całym szacunkiem dla Twojej żony budrysie25 ale jak to czytam Twojego bloga to nie widzę femdom a sławne "dominowanie z dołu". To TY dominujesz i instruujesz swoją żonę, tak by robiła to co Tobie odpowiada. A ona robi to bo Cię kocha i nie chce Cię stracić, no i pewne domowe sprawunki ma z głowy. To miłe:) Tylko że kobieta dominująca oprócz takich domowych spraw, jak sprzątanie czy obsługiwanie jej będzie wymagała spełnienia jej zachcianek stricte bdsmowych. I sama to sobie weźmie.
    Z tego co widzę Twoja żona czegoś takiego nie przejawia. Nie pomalujesz kota na czarno i nie powiesz ze to pantera.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sądzę, że to kwestia definicji. Nie zamierzam się tutaj o nie sprzeczać. W moim odczuciu femdom, to przede wszystkim ds, a nie koniecznie cały bdsm. Wiem, że nie jestem jedyny w takim odczytywaniu kobiecej dominacji.
      Sądzę, że mam prawo mówić o swoich potrzebach i fantazjach. Ale ostateczna decyzja o ich wprowadzeniu należy do Żony. Raczej nie jest to oddolne dominowanie. Z drugiej strony, często zdarza mi się dominować w różnych sytuacjach, podczas kontaktów z innymi ludzmi, więc ten pierwiastek we nie tkwi i czasem może dawać o sobie znać.
      Zapewniam jednocześnie, że moja Żona jest dominującą kobietą i potrafi upomnieć się o swoje.
      Małżeństwem jesteśmy dość młodym i w klimacie femdom raczkujemy. Sądzę, że zmierzamy w dobrym kierunku, ale tworzenie relacji to proces i wymaga czasu.
      Zachęcam do śledzenia na bieżąco naszych postępów i wpadek. Dziękuję za krytyczny komentarz, chociaż nie zgadzam się z oceną w nim zawartą.
      Kota malować nie planuję, Wolę zmienić lakier na paznokciach Żony.

      Usuń