środa, 29 kwietnia 2015

Na szybko przed wyjściem

Chodziłem coraz bardziej naładowany, bo postanowiłem ręki nie używać. Nie onanizowałem się, ale to nie znaczy, że unikałem podniet. Owszem wchodziłem na interesujące stronki, trochę oglądałem trochę poczytałem. Tak już czasem jest, że w dzień ma się olbrzymią ochotę na seks, a wieczorem zanim dzieci pozasypiają odleci się w mocny sen, albo z innych powodów nie można. Niemniej miałem olbrzymią ochotę. Żona też, bo poddawała się tym moim zaczepkom,
ale skończyć, a właściwie przejść do konkretów nie było jak.

Wczoraj z samego rana stwierdziłem, że dziś, albo spuszczę się sam, albo Żona mi pomoże. Wolałem drugą opcję, więc u stóp Żony błagałem o możliwość dojścia. Zastanawiała się leżąc w łóżku, a ja już zacząłem ocierać się małym o Jej stopy. Poruszała nawet nimi, zaczęła współpracować, ale ostatecznie stwierdziła, że Ona też chce. Mieliśmy wstrzymać się jeszcze do wieczora i zrobić to porządnie. Byłem bardzo napalony, ale cóż można zrobić przeciw słowu Żony?

Popołudniu wybierałem się jeszcze na działkę. Żegnałem się z Żoną, zaczęliśmy się całować w korytarzu i tak do mnie przylgnęła, że mój mały stanął. Żona musiała być strasznie napalona, bo dosłownie po chwili i kilkunastu frykcyjnych ruchach doszła. Byłem szczęśliwy, ale zorientowałem się szybko, że dla mnie to może się źle skończyć, więc przytrzymałem jeszcze chwilę Żonę. Właściwie to przycisnąłem ją mocniej do siebie i jeszcze chwila, jeszcze chwila. Wystrzeliłem w slipki. Ale miałem gigantyczny orgazm! Chyba z siedem wystrzałów raz za razem. Nazbierało się nasienia przez tych kilka dni od ostatniego wytrysku. Opadłem zupełnie z sił i straciłem wszelką motywację do jakiegokolwiek działania, ale pojechałem na działkę. Robota mi się jednak wcale nie kleiła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz