W sobotę cały
dzień byliśmy razem. Wstałem jak przystało na uległego do
dziecka przed świtem. Pomyślałem, że już poprzedniego dnia
wykorzystałem limit czasu i uwagi poświęcanego przez Żonę mojemu
małemu na piętnaście lat w przyszłość. Postanowiłem się
zapiąć sam. Zajęło mi to jedenaście minut, a w międzyczasie
musiałem opanować erekcję. Poćwiczę i będzie sprawniej.
Żałuję tylko, że
okazał się nieskuteczny. Męczy mnie świadomość, że mogę wyjść
kiedy zechcę. Co prawda niezupełnie, bo nie zsunę ringu z jąder,
ale jednak mogę zwiać. Szkoda. Nie wiem sam. Róże już miałem
teorie, że niby coś nie tak robię. Nieprawidłowo zakładam, ale
nie wiem jak poprawić. Napletek mi w sobotę wystawał przez dziurkę
do oddawania moczu. Gdyby go tak przestrzelić dodatkową kłódką
już bym nie mógł uciec. Już dawno pisałem, że podoba mi się
myśl o pasie z piercingiem, ale Żona odrzuciła dość
kategorycznie ten pomysł.
Sikanie z napletkiem
wokół żołędzia okazało się trochę trudniejsze i sprawia
wrażenie mniej higienicznego. Tylko na siedząco do sedesu. Pierwszy
raz zalałem pas, jądra, nalałem też chyba do środka klatki,
między klatkę, a małego. No i mocz jest pod napletkiem.
Nieprzyjemnie. Przy następnych oddawaniach moczu wyciągałem
napletek przez dziurę do sikania. Jest o tyle lepiej, że nie leję
po jądrach i klatka jest sucha. Mam spory dyskomfort.
Zawsze do tej pory
podmywałem się po sikaniu. Właściwie prawie zawsze. Zawsze kiedy
miałem możliwość obmywałem główkę pod bieżącą wodą,
czasem z mydłem. A przynajmniej osuszałem papierem toaletowym.
Teraz wycieram się kilkakrotnie, a i tak mam wrażenie, że jakaś
śmierdząca kropelka została. I chyba za każdym razem, gdy już
skończę, podciągnę spodnie i zrobię pierwszy krok, czuję jak
wysącza się kropla. Dla mojego poczucia higieny jest to zabójstwo.
Dotkliwy cios. Znoszę to tylko jako poniżenie zadane przez Panią.
Gdy zostałem
wypuszczony po kilkunastu godzinach, późnym wieczorem, poczuliśmy
wręcz fetor. Lubrykant od rana już zmęczony zapach, pot i mocz.
Mieszanka wybuchowa. Strasznie śmierdząca. A sądziłem, że będę
w tym mógł chodzić przez kilka tygodni bez zdejmowania. Chyba mało
realny pomysł w kontekście przykrych doznań zapachowych, które
stały się naszym udziałem.
Żona odpięła
mnie, ale zastrzegła jeszcze prasowanie firanki. Sama układała się
już spać. Postanowiłem działać. Ostatni orgazm miałem w
poniedziałek, więc byłem już podkręcony. Żona nie chciała.
Okres i piątkowy orgazm Ją zniechęcały. Ja nie chciałem orgazmu
dla siebie, ale chciałem użyć małego, żeby zrobić Żonie
dobrze. Wykręcała się tą firanką, że jeśli mi pozwoli, to z
roboty nic nie będzie.
- Byłeś zamknięty
cały dzień. To dobrze ładnie, ale jeszcze nie zasłużyłeś na
nagrodę.
- Ale ja nie chcę
orgazmu.
- Ja też nie chcę.
Jaki jest w tm sens?
Nie wdawałem się w
dyskusję o sensie, ale namówiłem Żonę. Jeśli mam być szczery
to zmusiłem Ją. Czuję się z tym fatalnie. Miałem nadzieję, że
jeśli zaczniemy, Ona się rozgrzeje i jednak dojdzie dzięki mojemu
małemu. Ale nie. W międzyczasie powtarzała, że na pewno nie
dojdzie. Wtedy ja nie wytrzymałem. Jednak się spuściłem. A nie
chciałem, zresztą nie miałem pozwolenia.
Żona się
zdenerwowała. Nie dziwię się. Też byłem na siebie zły, bo
przerwałem swoje wygłodzenie i narastające coraz bardziej
podniecenie. Wstałem mimo zmęczenia. Zasuwałem jeszcze z firanką.
Prasowanie jej wydawało się na początku dość proste, ale zajęło
mi ponad godzinę. Dosuszałem pranie w międzyczasie.
Doszliśmy do
wniosku, że na noc zdejmujemy klatkę. Przynajmniej na razie. Mamy
fazę testów i treningu. Chodzę w pasie, gdy Żona jest w domu,
żeby mogła mnie wypiąć w każdej chwili, a jak Jej nie ma, to mam
być wolny. Później odwrócimy sytuację. Jak Żona będzie mnie
miała na oku, to będę mógł chodzić wolny, a jak będę się
oddalał, albo Ona będzie gdzieś wychodziła, to zakładam.
Oczywiście będę musiał też założyć, gdy taki będzie miała
kaprys, albo uzna to za stosowne. Przed nami jeszcze trening
całonocnego zamknięcia. Obawiam się słynnych porannych wzwodów.
Podobno są bolesne. Zobaczymy. Poczujemy. Właściwie ja sam poczuję
i najwyżej opowiem Żonie.
A poza tym mam
jeszcze dwa wnioski. Pierwszy dotyczy ubrań. W zwykłych spodniach
gdy uderzę czymś w klatkę wydaje dźwięk, ale mogę udawać, że
to trafiłem w klamrę paska od spodni, a nie w pas cnoty. Jakoś się
tym nie przejmuję. W dresie z zasady nie chadzam, ale po domu chodzę
wieczorem w spodenkach. Są luźniejsze. Pas wystaje znacznie
bardziej niż w spodniach, które jednak go ciaśniej opinają i
trochę przyciskają do ciała. Nikt mnie za bardzo nie ogląda w
takim stroju, poza Żona i dziećmi. Ale myślę, że uwaga jest
cenna. To nie prawda, że nie widać go wcale, a w luźnym ubraniu
widać bardziej. No i w spodenkach, czy w dresie nie mam paska.
Dźwięk spowodowany uderzeniem można niby zrzucić chociażby na
telefon w kieszeni, ale kieszeń jest jednak bardziej z boku. Dobrze,
że zazwyczaj nie chadzam w dresach.
Drugi luźny wniosek
dotyczy podniecenia. Gdy zbliżam się do Żony, czuję próbę
erekcji, czasem gdy Żona powie coś podniecającego. Nie jestem
wstanie ciągłego podniecenia. A właśnie tego się spodziewałem i
tego oczekiwałem. Czuję się jak impotent. Gdy byłem wolny, a
kilka dni pościłem podniecało mnie wszystko w Żonie i podobało
mi się, że mały sterczy mi, nawet jeśli Ona robiła rzeczy
zupełnie neutralne seksualnie. Ja miałem skojarzenia i jarałem se
tym podnieceniem. Sądziłem, że tak samo będzie z pasem cnoty, z
ta tylko różnicą, że nie będę mógł samowolnie się spuścić.
Najwyraźniej przekombinowałeś z tą klatką
OdpowiedzUsuńPrzekombinowałem? Nie wiem jak to rozumieć. Miałem inne oczekiwania na podstawie wiedzy znalezionej w Internetach. Nigdy wcześniej nie miałem z tego typu zabawką do czynienia. Jest inaczej, niż sądziłem, że będzie. Gdzie tu kombinacje?
Usuń