wtorek, 22 grudnia 2015

Trening w klatce czystości

W sobotę cały dzień byliśmy razem. Wstałem jak przystało na uległego do dziecka przed świtem. Pomyślałem, że już poprzedniego dnia wykorzystałem limit czasu i uwagi poświęcanego przez Żonę mojemu małemu na piętnaście lat w przyszłość. Postanowiłem się zapiąć sam. Zajęło mi to jedenaście minut, a w międzyczasie musiałem opanować erekcję. Poćwiczę i będzie sprawniej.

Byłem grzeczny. Cały dzień przy Żonie, cały dzień w klatce. Nie jest źle. Już mi się zgniecenia jąder nie zdarzały. W domu sprzątałem robiłem pranie, prasowanie, wszystko zgodnie z życzeniami Żony. Próbowałem coś pisać, ale tego Żona w planie dnia nie przewidziała dla mnie, więc musiałem przestać. Mam jeszcze kilka postów przygotowanych o motywacji, ale na bieżąco z tym pasem cnoty tyle się dzieje ekscytujących rzeczy!

Żałuję tylko, że okazał się nieskuteczny. Męczy mnie świadomość, że mogę wyjść kiedy zechcę. Co prawda niezupełnie, bo nie zsunę ringu z jąder, ale jednak mogę zwiać. Szkoda. Nie wiem sam. Róże już miałem teorie, że niby coś nie tak robię. Nieprawidłowo zakładam, ale nie wiem jak poprawić. Napletek mi w sobotę wystawał przez dziurkę do oddawania moczu. Gdyby go tak przestrzelić dodatkową kłódką już bym nie mógł uciec. Już dawno pisałem, że podoba mi się myśl o pasie z piercingiem, ale Żona odrzuciła dość kategorycznie ten pomysł.

Sikanie z napletkiem wokół żołędzia okazało się trochę trudniejsze i sprawia wrażenie mniej higienicznego. Tylko na siedząco do sedesu. Pierwszy raz zalałem pas, jądra, nalałem też chyba do środka klatki, między klatkę, a małego. No i mocz jest pod napletkiem. Nieprzyjemnie. Przy następnych oddawaniach moczu wyciągałem napletek przez dziurę do sikania. Jest o tyle lepiej, że nie leję po jądrach i klatka jest sucha. Mam spory dyskomfort.

Zawsze do tej pory podmywałem się po sikaniu. Właściwie prawie zawsze. Zawsze kiedy miałem możliwość obmywałem główkę pod bieżącą wodą, czasem z mydłem. A przynajmniej osuszałem papierem toaletowym. Teraz wycieram się kilkakrotnie, a i tak mam wrażenie, że jakaś śmierdząca kropelka została. I chyba za każdym razem, gdy już skończę, podciągnę spodnie i zrobię pierwszy krok, czuję jak wysącza się kropla. Dla mojego poczucia higieny jest to zabójstwo. Dotkliwy cios. Znoszę to tylko jako poniżenie zadane przez Panią.

Gdy zostałem wypuszczony po kilkunastu godzinach, późnym wieczorem, poczuliśmy wręcz fetor. Lubrykant od rana już zmęczony zapach, pot i mocz. Mieszanka wybuchowa. Strasznie śmierdząca. A sądziłem, że będę w tym mógł chodzić przez kilka tygodni bez zdejmowania. Chyba mało realny pomysł w kontekście przykrych doznań zapachowych, które stały się naszym udziałem.

Żona odpięła mnie, ale zastrzegła jeszcze prasowanie firanki. Sama układała się już spać. Postanowiłem działać. Ostatni orgazm miałem w poniedziałek, więc byłem już podkręcony. Żona nie chciała. Okres i piątkowy orgazm Ją zniechęcały. Ja nie chciałem orgazmu dla siebie, ale chciałem użyć małego, żeby zrobić Żonie dobrze. Wykręcała się tą firanką, że jeśli mi pozwoli, to z roboty nic nie będzie.
- Byłeś zamknięty cały dzień. To dobrze ładnie, ale jeszcze nie zasłużyłeś na nagrodę.
- Ale ja nie chcę orgazmu.
- Ja też nie chcę. Jaki jest w tm sens?
Nie wdawałem się w dyskusję o sensie, ale namówiłem Żonę. Jeśli mam być szczery to zmusiłem Ją. Czuję się z tym fatalnie. Miałem nadzieję, że jeśli zaczniemy, Ona się rozgrzeje i jednak dojdzie dzięki mojemu małemu. Ale nie. W międzyczasie powtarzała, że na pewno nie dojdzie. Wtedy ja nie wytrzymałem. Jednak się spuściłem. A nie chciałem, zresztą nie miałem pozwolenia.

Żona się zdenerwowała. Nie dziwię się. Też byłem na siebie zły, bo przerwałem swoje wygłodzenie i narastające coraz bardziej podniecenie. Wstałem mimo zmęczenia. Zasuwałem jeszcze z firanką. Prasowanie jej wydawało się na początku dość proste, ale zajęło mi ponad godzinę. Dosuszałem pranie w międzyczasie.

Doszliśmy do wniosku, że na noc zdejmujemy klatkę. Przynajmniej na razie. Mamy fazę testów i treningu. Chodzę w pasie, gdy Żona jest w domu, żeby mogła mnie wypiąć w każdej chwili, a jak Jej nie ma, to mam być wolny. Później odwrócimy sytuację. Jak Żona będzie mnie miała na oku, to będę mógł chodzić wolny, a jak będę się oddalał, albo Ona będzie gdzieś wychodziła, to zakładam. Oczywiście będę musiał też założyć, gdy taki będzie miała kaprys, albo uzna to za stosowne. Przed nami jeszcze trening całonocnego zamknięcia. Obawiam się słynnych porannych wzwodów. Podobno są bolesne. Zobaczymy. Poczujemy. Właściwie ja sam poczuję i najwyżej opowiem Żonie.

A poza tym mam jeszcze dwa wnioski. Pierwszy dotyczy ubrań. W zwykłych spodniach gdy uderzę czymś w klatkę wydaje dźwięk, ale mogę udawać, że to trafiłem w klamrę paska od spodni, a nie w pas cnoty. Jakoś się tym nie przejmuję. W dresie z zasady nie chadzam, ale po domu chodzę wieczorem w spodenkach. Są luźniejsze. Pas wystaje znacznie bardziej niż w spodniach, które jednak go ciaśniej opinają i trochę przyciskają do ciała. Nikt mnie za bardzo nie ogląda w takim stroju, poza Żona i dziećmi. Ale myślę, że uwaga jest cenna. To nie prawda, że nie widać go wcale, a w luźnym ubraniu widać bardziej. No i w spodenkach, czy w dresie nie mam paska. Dźwięk spowodowany uderzeniem można niby zrzucić chociażby na telefon w kieszeni, ale kieszeń jest jednak bardziej z boku. Dobrze, że zazwyczaj nie chadzam w dresach.

Drugi luźny wniosek dotyczy podniecenia. Gdy zbliżam się do Żony, czuję próbę erekcji, czasem gdy Żona powie coś podniecającego. Nie jestem wstanie ciągłego podniecenia. A właśnie tego się spodziewałem i tego oczekiwałem. Czuję się jak impotent. Gdy byłem wolny, a kilka dni pościłem podniecało mnie wszystko w Żonie i podobało mi się, że mały sterczy mi, nawet jeśli Ona robiła rzeczy zupełnie neutralne seksualnie. Ja miałem skojarzenia i jarałem se tym podnieceniem. Sądziłem, że tak samo będzie z pasem cnoty, z ta tylko różnicą, że nie będę mógł samowolnie się spuścić.

Wszystko prawdopodobnie odbywa się w mojej głowie. Jakoś wmówiłem sobie, że nie będę się mógł podniecać. Zauważyłem znaczny spadek aktywności już w tygodniu poprzedzającym przybycie pasa, gdy wiedziałem, że jest zamówiony. Ale nie podoba mi się to. Wolałem szaleć za Żoną jak wariat. Fakt, że pas cnoty przyszedł dokładnie tego samego dnia, co miesiączka Żony, więc oral odpada, ale odczuwam jakiś dojmujący niedosyt. Teraz jestem niestety raczej obojętny. Żona twierdzi, że Jej się to podoba. Ja liczyłem na coś innego. Trudno. Kolejne rozczarowanie za kilkaset złotych.

2 komentarze:

  1. Najwyraźniej przekombinowałeś z tą klatką

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przekombinowałem? Nie wiem jak to rozumieć. Miałem inne oczekiwania na podstawie wiedzy znalezionej w Internetach. Nigdy wcześniej nie miałem z tego typu zabawką do czynienia. Jest inaczej, niż sądziłem, że będzie. Gdzie tu kombinacje?

      Usuń