Sobotni wieczór, mimo wielu planów zakończył się niespodziewanie szybko. Żona usypiała syna na jego łóżku. A mnie dopadło nagle ogromne zmęczenie. Poszedłem do sypialni i oddałem się fantazjom z małym w dłoni, ale nie wiem nawet, kiedy zasnąłem, nie dokończywszy myśli, a tym bardziej masturbacji. Zresztą masturbacji nie zamierzałem kończyć licząc na to, że Żona wstanie za chwilę i spędzimy małżeński wieczór tylko we dwoje.
Poranek dnia następnego był typowy. W nocy dołączyła do mnie Żona, a później jedno z naszych dzieci. Nie wiem kiedy. Nie obudziłem się. Nad ranem przyszło do sypialni drugie dziecko. Nauczony doświadczeniem postanowiłem się ewakuować. Nasz materac jest za wąski, a kołdra zbyt krótka dla czteroosobowej rodziny. Tym bardziej, że często dzieci nie zamierzają już spać. Gdy znalazłem się sam w innym pomieszczeniu znów zacząłem fantazjować o Żonie. Na seks nawet nie liczyłem, bo co to za seks z dziećmi na pokładzie?
Rodzinka szybko się za mną stęskniła. Czasem, gdy ucieknę, uda mi się nawet przysnąć na jakiś czas, ale tego poranka dołączyli do mnie całą trójką. Stwierdziłem, że łóżko małżeńskie jest jednak szersze i wygodniejsze, więc pociągnąłem Żonę za sobą do sypialni. Dzieci natomiast się czymś zabawiły. Córka chyba coś rysowała, a syn... To zresztą zupełnie bez znaczenia.
Położyłem Żonę na naszym łóżku. Wziąłem Ją na ręce. Ona bardzo lubi być noszona na rękach. Ale nie nosiłem Jej tylko położyłem. Zacząłem całować. Odpowiadała mi tym samym. Położyłem się na Niej. Na nic nie liczyłem. Sądziłem, że nie mamy żadnych szans przy dzieciakach grasujących w sąsiednim pokoju. Po kilku ruchach, zauważyłem, że Żonie bardzo się to podoba. Nie stawia mi bariery, wywołanej obawą o wtargnięcie do sypialni naszego potomstwa. Uznałem, że jest jednak szansa na orgazm Żony. Taki łechtaczkowy i to przez bieliznę.
Nic w tym złego, że rodzice przytulają się i całują w łóżku. Seksu dzieciakom nie pokazujemy, ale takie sceny czułości są raczej normą. Po prostu gdyby któreś z naszych dzieci weszło przestalibyśmy wykonywać kopulacyjne ruchy. Żonie nasza zabawa podobała się chyba coraz bardziej. Zaproponowała, że Ona będzie na górze. Szybko przekręciłem się na plecy, a Żona położyła się na mnie. Pieściłem przez chwilę Jej piersi. Całując i ssąc sutki. Rękami ściskałem pośladki Żony.
Postanowiłem dostarczyć większych wrażeń łechtaczce Żony i zsunąłem naszą bieliznę. Ciągle brałem pod uwagę tylko orgazm łechtaczkowy, ale byliśmy przykryci kołdrą od pasa w dół, więc dzieciaki nie zauważyłyby też braku bielizny na naszych genitaliach, nawet, gdyby nagle przerwały zabawę i przyszły do nas.
Żona zastrzegła, że ja mam nie wytrysnąć. W tych okolicznościach wydawało się to oczywiste. Przecież posprzątanie spermy byłoby kłopotliwe, nawet bez czyhających za ścianą małych detektywów. A jak wytłumaczyć im się z plam na pościeli? Zresztą Żona musiałaby wziąć dodatkowy prysznic, a ja też nie czułbym się komfortowo oblepiony spermą.
Zdziwiłem się, gdy po chwili Żona wprowadziła mojego małego w siebie. Nie spodziewałem się tego. Poruszyłem biodrami kilka razy, żeby wcisnąć się głębiej i postanowiłem oddać Jej inicjatywę. Po chwili jednak mocno złapałem pośladki Żony i zacząłem nabijać Ją na siebie. Doszła, a ja znieruchomiałem. Szybko zsunęła się ze mnie i przytulając się stwierdziła: "Zdążyliśmy..." Już miałem zauważyć, że ja nie. Ale uznałem, że to był jednak wspólny sukces. A mój orgazm nie ma żadnych widoków.
Dzieciakom wcale się do nas nie spieszyło tak, jak się tego obawialiśmy. Rano uciekłem do innego pokoju, a oni mnie dogonili razem z Żoną. Ale później nie zamierzali się bawić w berka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz