Rano, gdy sięgałem po spodnie na dno
szafy, znalazłem fioletowy lakier do paznokci. Znalazł się tam z
pewnością za sprawą naszej córeczki.
- Popatrz co znalazłem w szafie.
Myślisz, że będzie się nadawał na wieczorne świętowanie? -
zwróciłem się do Żony. Kolor został zaakceptowany.
Chodziłem cały dzień z tym lakierem
w kieszeni, marząc o wieczornym pedicure.
Wysłany do apteki myślałem co kupić
swojej Walentynce. Kwiatek? Banał. Zresztą nie mam 15 lat.
Bielizna? Biżuteria? Ale przecież my nie obchodzimy walentynek.
Jakiś drobiazg by się jednak przydał. Z pewnością kupiłbym
lakier do paznokci, ale miałem kolor na wieczór wybrany, a nawet
miałem go przy sobie. Wszedłem jednak do drogerii myśląc o jakimś
tuszu do rzęs. Speszyłem się ilością klientów i obawą przed
spotkaniem kogoś znajomego. Nie ma nic złego w kupowaniu kosmetyków
własnej Żonie, ale zrobiło mi się głupio z okazji jaka mną
powodowała. Wstąpiłem jeszcze do spożywczego. Kupiłem ptasie
mleczko.
Po powrocie do domu Żona ucieszyła
się z „prezentu”. Mam nadzieję, że zrobiło Jej się miło, a
o to chodziło. Walentynek nie obchodzimy, albo udajemy, że nie
obchodzimy. Kochamy się niezależnie od daty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz