niedziela, 15 lutego 2015

Walentynki. Część I: Dzień


Rano, gdy sięgałem po spodnie na dno szafy, znalazłem fioletowy lakier do paznokci. Znalazł się tam z pewnością za sprawą naszej córeczki.
- Popatrz co znalazłem w szafie. Myślisz, że będzie się nadawał na wieczorne świętowanie? - zwróciłem się do Żony. Kolor został zaakceptowany.
Chodziłem cały dzień z tym lakierem w kieszeni, marząc o wieczornym pedicure.
Wysłany do apteki myślałem co kupić swojej Walentynce. Kwiatek? Banał. Zresztą nie mam 15 lat. Bielizna? Biżuteria? Ale przecież my nie obchodzimy walentynek. Jakiś drobiazg by się jednak przydał. Z pewnością kupiłbym lakier do paznokci, ale miałem kolor na wieczór wybrany, a nawet miałem go przy sobie. Wszedłem jednak do drogerii myśląc o jakimś tuszu do rzęs. Speszyłem się ilością klientów i obawą przed spotkaniem kogoś znajomego. Nie ma nic złego w kupowaniu kosmetyków własnej Żonie, ale zrobiło mi się głupio z okazji jaka mną powodowała. Wstąpiłem jeszcze do spożywczego. Kupiłem ptasie mleczko.
Po powrocie do domu Żona ucieszyła się z „prezentu”. Mam nadzieję, że zrobiło Jej się miło, a o to chodziło. Walentynek nie obchodzimy, albo udajemy, że nie obchodzimy. Kochamy się niezależnie od daty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz