Sobotę przegadaliśmy. Ja mówiłem więcej. O swoich żalach, o swoich pragnieniach i fantazjach, o zasadach, na jakich widzę nasz związek w przyszłości. Przy okazji odkryłem, że błędnie założyłem, iż po kilkukrotnym powtórzeniu hasła "dominacja", moja Żona zacznie przetrząsać zasoby internetu, dotyczące tego zagadnienia. Temat fascynuje mnie, ale nie Ją. Ona chce wygodnie i przyjemnie żyć. Wyobrażałem sobie, że zacznie czytać opowiadania i fantazje,
których jest niemało i z tego wybierze, to co Jej się spodoba, pytając, przy okazji, czy to trafia też w mój gust. W ten sposób z gamy zachowań określanych kobiecą dominacją wybierzemy, te które nam pasują.
Tymczasem moja Żona okazała się leniwa w poszukiwaniu rozwiązań dobrych dla nas. Za to Ją kocham, bo lenistwo i próżność, to według mnie cechy dobrej Władczyni. Dobrej dla sługi - masochisty. O tym też Jej mówiłem. Okazało się ponadto, że moje wnioski i pomysły, a więc fantazje i pragnienia są gdzieś na dwudziestym którymś miejscu w systemie priorytetów mojej Żony. Właściwie na tym też polega cecha dobrej Pani, że nie liczy się ze zdaniem swojego podwładnego. Ale to już mi się tak nie podobało.
Zostałem oskarżony o manipulację. Może i słusznie. Ale Żona deklarowała, że jest moją Panią i na tym Jej rola się kończyła. Ja z radością przyjmowałem Jej deklaracje, ale sądziłem, że pójdą za tym jakieś konkretne postanowienia, a przynajmniej gesty. Nic się nie działo, więc jak pisałem ostatnio postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce i nieco naprowadzić Żonę.
Zapytała, czy mamy odstawiać teatrzyk. I tak, i nie. Teatrzyk jest dobry dla płatnych pań, komercyjnych domin, czyli jednak prostytutek. Specyficznych, ale prostytutek. Nie pogardzam takimi kobietami i nie potępiam ich, bo to popyt na ich usługi sprawia, że są. Jednak mi chodzi o coś zupełnie innego, niż odegranie scenariusza raz na jakiś czas. O odegranie scenariusza oczywiście też, ale przede wszystkim o zmianę codzienności na podstawie odgrywanych scenariuszy.
- Mam taką wizję i fantazję. - mówię do Żony - Podczas sesji, w której mnie podniecasz, do granic wytrzymałości, bierzesz żelazko. Rozgrzewasz...
- I przypalam Ci nim plecy? - skąd ten pomysł u mojej Żony? Chyba jednak ma więcej pierwiastków sadyzmu, niż się spodziewałem.
- Nie. Wręczasz mi je i mówisz, że od dziś, to będzie moja zabawka, do której nie zamierzasz się dotykać.
- A ty prasujesz?
- No, tak, ale nie w czasie sesji... Tylko później konsekwentnie i stanowczo nie dotykasz żelazka, a gdy widzisz, że zaczyna brakować poskładanych ubrań wyciągasz wnioski, których konsekwencje ponoszę ja. Tylko to nie może być tuż przed wyjściem do pracy, bo wtedy może być za późno na prasowanie, a tym bardziej na przypominanie, kto powinien to zrobić.
Żona uśmiechnęła się. Zrozumiała o co chodzi i o jaką przemianę naszego pożycia próbuję zawalczyć. Teoria piękna, ale praktyka już wieczorem pokazała, że ja też jestem leniwy. Żona znów musiała przypominać o obowiązkach oczywistych, takich jak sprzątnięcie łazienki. Zaplanowała mi też prasowanie. Chyba pod wpływem rozmowy w ciągu dnia. Ja po tych szczerych rozmowach byłem gotów zrobić więcej niż, jeszcze dzień wcześniej. Nadrobiliśmy trochę zaniedbań w komunikacji. Prania nazbierało się sporo, swoją drogą. Ale miałem też ochotę pogapić się trochę w telewizor i odpocząć po całym tygodniu.
Gapiłem się nie tylko w telewizor. Mam cudownie piękną Żonę. I nagle zobaczyłem coś co podziałało na mnie. Na Jej szyi zobaczyłem kluczyk, który podarowałem Jej już dawno temu. Miał symbolizować kluczyk do mojego pasa cnoty. Widok tego kluczyka na łańcuszku zelektryzował mnie i podniecił. Już nie trzeba było dodatkowego motywatora do prasowania. Zrobiłem to bardzo chętnie. To działa. Zadziała na Żonę rozmowa odbyta w ciągu dnia, a na mnie zadziałał mały symbol w postaci tego kluczyka.
W nocy wyobrażałem sobie kolejne sesje i zdobywaną dzięki nim coraz większą swobodę i wygodę Żony, kosztem moich coraz liczniejszych obowiązków. W wizjach wystąpiła symbolika kluczyka. Pojawiła się ciągle słabo uregulowana sprawa relacji między mną, a teściową. Pojawiło się, moim zdaniem świetne, rozwiązanie kwestii kontraktu, o którym wspominałem w Buncie.
Podjąłem postanowienie o przejęciu żelazka. Żonie moja fantazja się spodobała. Faktycznie pomysł przeszedł w naszych relacjach, a banalnie byłoby z Żelazka uczynić pierwszy, albo jeden z pierwszych tematów naszych sesji. Na początek byłby idealny pas cnoty...
Elementem dodatkowym wszystkich nocnych wizji i marzeń była niestety masturbacja. Po ponad trzech godzinach męczenia małego wystrzeliłem znów samowolnie. Leżałem, a wytrysk był na tyle potężny, że spermą skropiłem cały swój tułów. Pierwsza, najpotężniejsza salwa sięgnęła obojczyka, a później sperma spłynęła z mojego barku na prześcieradło. Niestety znów bez Żony. Bez Jej pozwolenia i wiedzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz