sobota, 9 stycznia 2016

Historia pasa cnoty. Część III: Ostateczna porażka

Niedziela okazała się długim dniem. Po wizycie u siostry Żony zaliczyliśmy jeszcze jedną imprezkę, ale nie warto o tym nawet wspominać. Żona zasypiała w drodze powrotnej. Twierdziła, że rozkłada Ją wypity wcześniej alkohol, ale ja zauważyłem, że nie miała swojej niedzielnej drzemki. To już jakby zwyczaj, że zajmowałem się dziećmi, żeby Żona mogła nabrać sił na wieczór. A przynajmniej ja miałem nadzieję, że nabiera sił na wieczorny seks. Faktycznie
chodziło o to, żeby sobie odpoczęła w spokoju.

Wróciliśmy koło osiemnastej. Żona poszła do łóżka, a ja zajmowałem się najciszej jak potrafiłem dwójką naszych urwisów. Dzieci w końcu pozasypiały. Miałem jeszcze trochę do zrobienia, a pomiędzy tymi zajęciami siadałem do komputera. W międzyczasie postanowiłem, że skoro z taką trudnością przychodzi Żonie zdejmowanie ze mnie pasa, nie będę prosił i sprawdzę, ile wytrzymam ciągiem.

Myślałem, że jednak da się żyć z tym pasem. Może nawet go zostawić. W końcu Żonie podobała się jego estetyka. To ważne. Chętnie mnie zapina, chyba kręci Ją taka zabawa. A ja odczuwam mocniej zależność od Niej, gdy czuję ucisk wokół genitaliów. Nie masturbuję się, bo przez pas to jednak średnia przyjemność. W połączeniu z porządkiem w głowie, czyli nastawieniem woli na nie walenie, może udałoby się zapanować nad onanizmem. A z nałogami tak chyba jest, że jak się odstawi na jakiś czas, to później coraz mniej się chce wrócić do nałogu. A gdybym faktycznie zaprzestał masturbacji, to całą uwagę i seksualną energię i energię rodzącą się z seksu mógłbym skierować na Żonę. O to przecież chodzi w tej całej masturbacji i problemem z nią.

Zawsze gdy uznam, że jest nieźle, że wychodzę na prostą, zdarza się dołek. Tak było i tym razem. Sam nie wiem kiedy zacząłem dotykać do pasa cnoty, macać po nim. Poruszać całością. Poruszać całością coraz mocniej. Gdy zorientowałem się, że to masturbacja już było za późno. Miałem wytrysk. Nie był to wytrysk na metr do przodu, a raczej powolne wypływanie i kapanie spermy, ale orgazm przeżyłem. A skoro przeżyłem go raz, to puściły mi hamulce u chwilę później już zupełnie świadomie poruszałem pasem, żeby doprowadzić się do kolejnego orgazmu. Spermy oczywiście było znacznie mniej, ale też kapała na podłogę.


Poszedłem obudzić Żonę. Byłem załamany. Otworzyła mnie, bo zamknięcie jest przecież takie bezsensowne. Zupełnie traci jakikolwiek urok i sens, gdy jestem zaspokojony. Taka szkoda, że można się spuścić mimo pasa cnoty. Było już tak pięknie. Nie miałem orgazmu od ponad tygodnia, a Żona w tym czasie miała dwa z wibratorem i nalegałem na kolejne dla Niej.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz