czwartek, 29 grudnia 2016

Zmarnotrawione wino

W święta spełniłem swój małżeński obowiązek za pomocą wibratora. Byłem tak osłabiony chorobą, że nie dałem rady zrobić dobrze Żonie swoim sflaczałym małym. Nie mogłem go nawet postawić do porządnego pionu i wymaganej twardości. Jakby na złość razem ze świętami przeminęła moja choroba. Ok, nie całkiem, ale przeminęła najgorsza Jej faza i już we wtorek czułem się znacznie lepiej. I czułem też, że byłbym w stanie dać Żonie to, czego spodziewała się w święta.


Okoliczności sprzyjały. Odwiedziła nas koleżanka Żony. Wspólna znajoma, ale bardziej jednak przyjaciółka Żony. Wiedziała, że mamy ją odwieźć na dworzec, więc nie odmówiła, gdy zaproponowałem dziewczynom wino. One piły, a ja się cieszyłem, że będzie mi łatwiej z Żoną. Po jakimś czasie otworzyłem im drugie wino, więc wszystko wskazywało na to, że mają nieźle w czubie. Zajmowałem się dziećmi, które były, coraz bardziej senne. W końcu nadszedł czas odwiezienia koleżanki.

Gdy wróciłem dzieci jeszcze nie spały, ale pozasypiały już niemal w locie, ale niestety wraz z nimi Żona. Co prawda przeniosła się do naszej sypialni, ale ja zszedłem jeszcze przyjąć leki i cokolwiek ogarnąć.

Po powrocie do sypialni pochyliłem się nad Żoną, żeby Ją pocałować. I czułem jak mój mały rośnie w spodniach. Zacząłem całować Żonę, ale odpędziła mnie. Nie chciałem ustąpić i próbowałem kilkakrotnie. Osiągnąłem tylko tyle, że odganiała mnie jak natrętną muchę. Położyłem się obok zrezygnowany. Zapytałem, czy mogę sam sobie ulżyć, bo przecież ja na prawdę nie pamiętam swojego ostatniego wytrysku, sprzed blisko miesiąca. Miałem nadzieję, że Pani pozwoli mi pocierać o swoje stopy, ale usłyszałem tylko stanowcze, krótkie i zdecydowane "Nie!", z którym nie mogłem dyskutować. Taka nieszczęsna dola uległego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz