wtorek, 3 stycznia 2017

Szampański sylwester

Zabawa sylwestrowa okazała się wspaniała. Może wypiłem trochę za dużo alkoholu, ale to w końcu sylwester... A może nie było tego alkoholu, aż tak dużo, bo udało mi się zbytnio nie wygłupić. Za to bawiłem się świetnie i moja Pani też na wspomnienie różnych sytuacji z tego wyjątkowego wieczoru, uśmiecha się, a nawet zanosi śmiechem. Wprawieni w doskonały nastrój, pewni, że dzieci są pod dobrą opieką babci, wróciliśmy do domu. Chciałem uprawiać noworoczną
miłość. Ale coś poszło nie tak. Pani nie chciała.

Miałem w głowie gotowy scenariusz, który chciałem zrealizować jeszcze przed świętami, ale uniemożliwiła mi to choroba. A gdy byłem już zdrowy mieliśmy problem z nieśpiącymi dziećmi, albo po prostu ze zbytnim zmęczeniem. A teraz okoliczności były sprzyjające. Dzieci nie było w domu, my byliśmy jeszcze nie tak bardzo śpiący, a szumiący mi w głowie alkohol pozwolił pozbyć się obaw i innych skrupułów.

Plan zakładał... Plan zakłada przyzwyczajenie mojej Pani do przemocy. Ona chyba wciąż ma jakieś wyrzuty sumienia i czuje się zakłopotana, gdy ma mnie uderzyć. No chyba, że jest wściekła. Ale mi chodzi chyba bardziej o takie bicie na zimno, prewencyjne, albo wychowawcze w formie kary, ale przemyślane, a nie w afekcie. No więc robię noworoczne postanowienie: Raz w tygodniu będę prosił Panią o małą przysługę, a tą przysługą będzie lanie dla mnie. Mam nadzieję, że się nie zniechęci.

Po sylwestrze już się rozebrałem i Pani się rozebrała, ale poprosiłem, żeby zeszła ze mną do garażu. Zgodziła się zaciekawiona. Pani wkłada szlafrok, a ja wydostaję pasek ze swoich spodni. Proszę, żeby włożyła kozaki i rękawiczki z delikatnej skórki, a sam łapię jeszcze taboret po drodze. Ustawiam taboret na środku garażu i podaję Pani pasek. Ona już wie o co chodzi. Opieram się brzuchem na taborecie. Z tamtej strony widzę jak bardzo sterczy mój mały.

- Bij mnie... - proszę, a gdy spada na mój tyłek pierwsze muśnięcie, dodaję - Mocno!
- Ile?
- Ile chcesz...
- Dziesięć! Jeden... Dwa... - Teraz już lecą mocne uderzenia. Myślałem o trzech na rozgrzewkę, a Pani sama dziesięć zaproponowała. Ale do trzech to faktycznie nie opłaciło się schodzić. Po dzięsiątym zsunąłem się na kolana przed Panią i ucałowałem czubek Jej kozaka. Podziękowałem.

Pytam już na trzeźwo jak było? Pani była zaskoczona, ale dobrze ocenia całą akcję.
- Ale co dobrze? Co czułaś?
- Nie byłam podniecona, ale gdybym trochę poczytała o tym, myślę, że mogłoby mi sie spodobać.
Nie miałem nawet cienia nadziei, że Pani się podnieci. A obietnice, że poczyta o dominacji, zorientuje się i postara się dla mnie już dawno się przeterminowały. Nie wierzę w takie starania. Po prostu akceptuję taki styl dominacji, jaki Ona chce uprawiać, bez tego co przemysł porno wykreował i utrwalił. Słucham się, staram się dostosować i robię wszystko, żeby życie Pani było łatwiejsze i przyjemniejsze. A Ona korzysta z tego świadomie i stara się nie okazywać zdziwienia, słysząc moje kolejne propozycje i akceptując, że wolę czasem polizać Jej odbyt niż spuścić się ocierając o cudowne stopy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz